Easy As It Is


Jeansy i biały t-shirt. Połączenie idealne, w którym nie da się źle wyglądać. Połączenie które każda z nas miała nieraz na sobie. Połączenie które przez wiele lat było przeze mnie uznawane jako zbyt nudne, by pokazywać je na blogu... Tak, tak - przez długi czas myślałam, że jeśli będę pokazywać Wam tego typu zestawy to stwierdzicie że są pospolite i mało odkrywcze. Ale przecież nikt nie powiedział, że każdym strojem trzeba "odkrywać modową Amerykę"

Moje myślenie na szczęście się zmieniło. Zamiast głowić się co by tu "niesamowitego" pokazać i przerzucać w tym celu masę ubrań z zapchanej szafy (jak to robiłam dawniej), postanowiłam przygotować stylizację z tym co zostało w mojej garderobie po "wielkim sprzątaniu". A zostały oczywiście białe t-shirty i jeansy. I właśnie dlatego to one odgrywają główną rolę w mojej dzisiejszej stylizacji. Mimo wszystko mam nadzieję, że nikt nie uzna jej za nudną :)

ENG: Could you believe that a few years ago I thought white tee and jeans combination is too boring for the blog? Silly me, right? Now I know that rather than showing you a very complicated outfit which you may like but you won't wear in your normal life, it's better to show something which makes you think "damn! she looks good in this, so maybe I'll try it on me". I know that I look good in white tee and jeans, because let's be honest - everybody does! So why not showing it to you guys?! Maybe you won't say "wow" but you gonna probably say "damn!" ;)
Sylwia
 
fot. gootex ♥

top - Mango (podobny TUTAJ i TUTAJ/similar HERE & HERE)
jeans - Pull&Bear (podobne TUTAJ/similar HERE)
pasek/belt - Tally Weijl (podobny TUTAJ/similar HERE)
buty/shoes - Guess by Marciano (podobne TUTAJ/similar HERE)
okulary/glasses - Stradivarius (podobne TUTAJ i TUTAJ/similar HERE & HERE)

My Idea


Alladynki/haremki pojawiły się w pokazach wiosna-lato 2016 m.in. u Fendi i Loewe. Ja w swojej szafie typowych spodni tego typu nie posiadam, ale już rok temu pokazywałam Wam mały manewr jak uzyskać je ze spodni palazzo - wystarczy włożyć nogawki w botki do kostek (żadna filozofia) ;) Jeśli jednak nie nosicie takiego obuwia latem możecie związać końce nogawek tasiemką i wywinąć, tak by nie było jej widać lub wręcz przeciwnie można stanowić ona ozdobę Waszych spodni.

A Wy macie jakieś triki, by nadać Waszym ubraniom zupełnie nowe oblicze? Jeśli tak koniecznie podzielcie się nimi ze mną w komentarzu :)
Sylwia
fot. gootex ♥

body - Bershka (TUTAJ/HERE)
kurtka/jacket - sh (podobna TUTAJ/similar HERE)
spodnie/pants - New Yorker (podobne TUTAJ/similar HERE)
choker - DIY
torebka/bag - Mohito (TUTAJ/HERE)


Follow me on Instagram

Gettin' Hot In Here


No i dopadły nas tropikalne upały! W taką pogodę najlepszym ubiorem jest zdecydowanie kostium kąpielowy. Niestety taki strój dopuszczalny jest jedynie na plaży i nadmorskich kurortach, więc trzeba wymyślić jakąś alternatywę by przetrwać wysokie temperatury w miejskiej dżungli. Moim zdaniem nie ma na to lepszych metod niż ograniczenie ubrań do niezbędnego minimum (na golasa nie można latać!) oraz powiedzenie pa pa wszystkim syntetycznym materiałom i postawieniu na te naturalne. 

W myśl tych zasad zdecydowałam się na prosty zestaw złożony z białego lnianego topu (strzał w 10!), jeansowej spódniczki i espadryli. Żadnych marynarek, obwieszania się biżuteria (choć w sumie tego to nigdy nie robię) czy warstwowego ubioru (warstwy są fajne o ile nie powodują że ciekną z ciebie hektolitry potu). Na szyję założyłam wariację na temat chokera czyli kawałek białego sznurka ;) Mimo że na dworze było 37 stopni (!!!) udało mi się jakoś przetrwać, a nawet bym powiedziała że nie odczuwałam tak bardzo gorąca (jesli mogę tak stwierdzić przy tak wysokiej temperaturze - ale mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi)

Możecie również zauważyć, że swój ubiór oparłam o moje "odkrycia" których dokonałam po lekturze SLOW Fashion (pisałam Wam o nich TUTAJ). Jest jeans, jest biały top i jest on wpuszczony w spódniczkę. Efekt? Czułam się w tym stroju rewelacyjnie, co mam nadzieję uchwyciliśmy na zdjęciach.
Sylwia

fot. gootex ♥

top - Mango (bardzo podobny TUTAJ/very similar HERE)
spódnica/skirt - H&M (podobna TUTAJ i TUTAJ/similar HERE & HERE)
buty/shoes - Bata (podobne TUTAJ/similar HERE)
okulary przeciwsłoneczne/sunglasses - Bershka (podobne TUTAJ/similar HERE)
choker - DIY 

But I Like It


W dzisiejszym poście pokażę Wam moje "najbrzydsze buty". Właśnie taki niechlubny tytuł nadał im mój mąż. Nie jestem jednak przekonana czy wiele dziewczyn się z nim zgodzi, bo właśnie te klapki wyprzedały się ze sklepu w ekspresowym tempie. Ok... może są specyficzne i odrobinę niedorzeczne, ale zdecydowanie mają w sobie to "coś" co przykuwa uwagę. Moją uwagę przykuły na tyle, że zdecydowałam się na ich kupno mimo, że klapek na obcasie do tej pory nie nosiłam. Przykuwają również uwagę przechodniów na ulicy. Nie wiem czy mają oni pozytywne czy negatywne odczucia na ich widok, ale jedno jest pewne - nie da się obok nich przejść obojętnie.

W związku z tym że postawiłam na "dające silne wrażenia estetyczne" obuwie, to resztę postanowiłam utrzymać stonowaną i klasyczną. Czarne rurki (ja sięgnęłam po podarte), białe body i czarna marynarka stanowiły idealne tło dla moich "ekscentrycznych" butów. 

Dziewczyny (i chłopaki też) powiedzcie co sądzicie o całości i o samych butach oczywiście! Pochwalcie się również czy same posiadacie w swoich obuwniczych kolekcjach jakieś przyciągające wzrok egzemplarze :)
 ♥
Sylwia
 
fot. gootex ♥

body - Bershka (TUTAJ/HERE)
jeans - H&M (TUTAJ/HERE)
torebka/bag - Paulina Schaedel (TUTAJ/HERE)
buty/shoes - H&M 
choker - DIY

Mom Jeans


Jeszcze kilka lat temu mom jeans były uważane za szczyt obciachu. Na takie "marchewy" w lumpeksach nawet nikt nie patrzył, więc Levi'sy o tym kroju pozostawały do wyprzedaży i można je było wtedy kupić za grosze (głównie po to by przerobić je na szorty). Obecnie jeansy w stylu tych, które nosiły nasze mamy na początku lat 90-tych to jeden z większych modowych hitów. Pokochałam je także i ja (mimo że mam szerokie biodra i teoretycznie nie powinnam ich nosić)

Oczywiście idealnej pary troszkę się naszukałam. Musiała mieć nie tylko krój, ale i kolor przywodzący na myśl dawne lata. Dodatkowo (inaczej niż zwykle) nie mogła być podarta i mieć rozsądną cenę. Warunków jak widzicie nie było mało. Na szczęście udało mi się znaleźć jeansy, które spełniały wszystkie kryteria. Mogę więc zaprezentować Wam moje idealne mom jeans, które zestawiłam z białą, falbaniastą bluzką oraz czarna marynarką (która w ostatnim czasie należy do grona moich ubraniowych faworytów).

A Wy dziewczyny lubicie mom jeans? Czy jednak uważacie je za obciachowe?
Sylwia

fot. gootex ♥

koszula/shirt - H&M (podobna TUTAJ i TUTAJ/similar HERE & HERE)
marynarka/blazer - Mango (podobna TUTAJ/similar HERE)
jeans - Pull&Bear (TUTAJ/HERE)
buty/shoes - Zara  (podobne TUTAJ i TUTAJ/similar HERE & HERE)
torebka/bag - Paulina Schaedel (TUTAJ/HERE)
choker - DIY 

Mam się w co ubrać!

W ostatnim poście wspomniałam Wam, że istnieje książka która pomogła mi zdefiniować jakie ubrania tak naprawdę lubię, a jakie były jedynie sezonową zachcianką. To dzięki niej od kilku tygodni z szafy przestały wysypywać się nienoszone ciuchy, a z moich ust już nie padają słowa "nie mam się w co ubrać". Niemożliwe? A jednak! Ta magiczna książka, która tak ułatwia "modowe życie", to "Slow Fashion. Modowa rewolucja" Joanny Glogazy czyli autorki bloga Style Digger.


O "Slow Fashion" słyszałam już od dawna, bo umówmy się - jak znana blogerka wydaje książkę to wszyscy w "środowisku" wiedzą. W pierwszym momencie zasugerowałam się tytułem i pomyślałam, że będzie to publikacja o tym, że warto inwestować w dobre jakościowo ubrania a nie wydawać pieniądze na poliestrowe śmieci. To wiedziałam już bez czytania, więc na początku nie byłam zbyt zbytnio zainteresowana zakupem owej książki. Jednak jakiś czas później na Instagramie Agnesy Adamczak zobaczyłam zdjęcie "Slow Fashion" w którym aż roiło się od stron pozaznaczanych kolorowymi karteczkami. Fotka opatrzona była komentarzem, że Asia Glogaza napisała książkę roku. Zachęcona pobiegłam do Empiku i tym razem bez wahania dokonałam zakupu. Miałam zamiar przeczytać ją z w trakcie podróży poślubnej w listopadzie, ale cóż... moje plany nie wypaliły. Szkoda mi było siedzieć w z nosem w książce zamiast podziwiać przepiękne widoki, zupełnie innego, egzotycznego świata jakim bez wątpienia jest Kuba. Ale przynajmniej i książka się na wycieczkę przejechała ;) A potem? Potem stała na półce baaaardzo długo, bo ciągle wydawało mi się że nie mam czasu by po nią sięgnąć. Na szczęście jakiś miesiąc temu miałam już dość patrzenia jedynie w ekran komputera, więc postanowiłam wygospodarować chwilkę na nadrobienie czytelniczych zaległości, bo w międzyczasie nieprzeczytanych pozycji troszkę się nazbierało i już niemal obrosły kurzem na półce (no dobra...wyolbrzymiam, bo jednak sprzątam w domu). 

Na pierwszy ogień poszło właśnie "Slow Fashion". Miałam ją czytać codziennie po rozdziale do poduszki, ale wciągnęła  mnie tak bardzo że zapomniałam o całym świecie i "pochłonęłam" w jeden wieczór. A efekty? Następnego dnia nie mogłam doczekać, aż wrócę z pracy do domu i zrobię porządki w szafie. Tym razem byłam wyjątkowo bezlitosna i pozbyłam się 3/4 moich ubrań i dodatków (bo w nich po prostu nie chodziłam). Dzięki temu teraz wyraźnie widzę co mam w szafie, więc mój poranny ubiór zajmuje dosłownie chwilę. Książka Asi pomogła mi zrozumieć, że tak naprawdę każda z nas posiada już świetne ubrania, które idealnie pasują do naszego stylu. Niestety giną one wśród całej masy tych niechcianych ciuchów (których z jakiś powodów się nie pozbywamy) i to właśnie powoduje powstawanie największego problemu każdej kobiety czyli "nie mam się w co ubrać". Tak bardzo podobały mi się efekty sprzątania w szafie, że z rozpędu zrobiłam również porządki na komputerze. A dokładniej w folderze z inspirującymi zdjęciami. Okazało się, że na fotkach które pozostawiłam dominują pewne trendy których nawet nie byłam świadoma. Zobaczyłam m.in. że (tak jak wspomniałam Wam w ostatnim poście) jestem jeansomaniaczką, że preferuję bluzki w kolorze białym i że bardziej podobają mi się jak są one wpuszczone w spodnie/spódnice niż jak z nich wystają. Niby pierdoły, ale dzięki nim moje "modowe życie" stało się dużo łatwiejsze.

W "Slow Fashion" nie znajdziecie żadnych rad w stylu "każda kobieta powinna mieć beżowy trench i małą czarną". Wręcz Asia sama przyznaje że takich "niezbędników z modowych poradników" w szafie nie ma. Ale  gwarantuję Wam, że dzięki lekturze tej książki stworzycie swoją garderobę marzeń. Ja teraz żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej! Na pewno uchroniłaby mnie przed kilkoma nietrafionymi zakupami w trakcie zimowych wyprzedaży. Jednak lepiej późno niż wcale i przynajmniej od teraz wiem jak zachować zdrowy rozsądek w trakcie tego całego "przecenowego szaleństwa". Polecam Wam "Slow Fashion" całym sercem i dodatkowo podpisuję się pod tym jeszcze rękami i nogami. A co! 

Mam nadzieję, że zainteresowałam Was tym całkiem długim jak na mnie wpisem. Ale może wśród Was są takie, które już przeczytały "Slow Fashion"? Jeśli tak koniecznie napiszcie jakie są Wasze wrażenia :)

PS. Teraz na rynku ukazała się kolejna książka Asi - "Slow Life". Ja już czekam niecierpliwe, aż będę mogła odebrać ją z paczkomatu i usiąść do czytania. Skoro "Slow Fashion" ułatwiło mi moje "modowe życie", być może "Slow Life" pomoże mi w tym rzeczywistym i jeszcze się okaże że to nieprawda, że "nie mam na nic czasu" ;) 

Better Late Than Never


Niedawno (ale lepiej późno niż wcale) uświadomiłam sobie, że jestem wielką fanką jeansów. To "olśnienie" wywołane było lekturą pewnej książki, która bardzo ułatwiła moje "modowe życie". Myślę że powiem Wam o niej troszkę więcej w kolejnym poście, bo zdecydowanie zasługuje ona na oddzielny wpis. Teraz natomiast wróćmy do mojego "odkrycia" które spowodowało, że na blogu pojawia się coraz więcej postów z jeansami, czyli postów przed którymi przez wiele lat się wzbraniałam i dodawałam je bardzo, bardzo rzadko. Czemu tak robiłam? Wydawało mi się że ten rodzaj spodni jest zbyt nudny by pokazywać go na blogu. Teraz jednak sama siebie pytam - jak może być nudne coś co: po pierwsze zalicza się do modowej klasyki (a klasyka nigdy nie jest nudna), a po drugie ma tak wiele wariacji na swój temat że po prostu nie ma prawa się znudzić. Klasyczne, rurki, boyfriendy, girlfriendy, mom jeans, dzwony i wiele, wiele innych. Zwykłe lub podarciuchy (moje ukochane). Każda z nas znajdzie idealne jeansy dla siebie. Zgadzacie się ze mną?

Na szczęście wyleczyłam się już ze swojego błędnego myślenia, a na blogu pojawia się coraz więcej jeansowych zdjęć. I takie właśnie będą i te dzisiejsze. Tym razem postawiłam na połączenie boyfriendów z męską koszulą czyt. look ukradziony od męża mimo że tak naprawdę spodnie przecież należą do mnie :) Takie połączenie już pojawiło się na blogu (TUTAJ), jednak tym razem postawiłam na koszulę w błękicie. Do tego na butach i torebce wzór, który albo się kocha albo nienawidzi (jak się domyślacie należę do tej pierwszej grupy) czyli panterka z pomocą której przełamałam wielki błękit stylizacji.
Sylwia

fot. gootex ♥

koszula/shirt - mojego męża/belongs to my hubby (podobna TUTAJ/similar HERE)
jeans - Tally Weijl (podobne TUTAJ/similar HERE)
buty/shoes - Bershka  (podobne TUTAJ/similar HERE)
torebka/bag - New Look  (podobna TUTAJ/similar HERE)